niedziela, 5 grudnia 2010

Hary o kocim spojrzeniu

Któż pamięta reklamy piwa Okocim z Mariolą o kocim spojrzeniu? Tymczasem przed wojną w Okocimiu grasował nie tylko kasiarz i morderca Józek z Jodłownik, wraz z kompanem, ale i dzielny pies policyjny Hary, który zresztą nie na wiele się przydał. Na szczęście na miejscu byli jeszcze Wrona i Gołąb.



Smutna ta historia o tej Wiśnieskiej kończy się tym smutniej, że banalnie. Lokaj zabił. Pocieszyć nas może jedynie znana ballada.


http://www.youtube.com/watch?v=1q9Rf-_U4f8&feature=related



Za: "Tajny Detektyw" nr 32, rok IV (5 VIII 1934)

sobota, 4 grudnia 2010

Niewesoły birbant

Kiedy angielski milioner miga się od zapłacenia za swoją przygodę (czyli zamordowanie polskiej Królowej Pomidorów w pokoju hotelowym), warto wspomnieć przygodę innego milionera, Jessego Livermore'a.

Livermore był jednym z najsłynniejszych graczy giełdowych w historii; kilkakrotnie tracił wielomilionowe fortuny i zdobywał je ponownie. Znany był z tego, że zarobił na wielkich kryzysach w 1907 i 1929, natomiast zdarzało mu się tracić w okresach hossy.



W rzeczywistości Livermore miał za sobą 26-godzinny ciąg picia, do czego w ówczesnych Stanach przyznać się nie mógł (biedactwo, nie wiedział, że gdyby poczekał do grudnia, to mógłby chlać w majestacie prawa, bo właśnie w grudniu 1933 roku zniesiono prohibicję); wpadał w ciągi alkoholowe na tle depresji, z którą zmagał się przez większość życia.

28 listopada 1940 roku, niemal równo siedemdziesiąt lat temu, Livermore zastrzelił się w szatni hotelu Sherry Netherland na Manhattanie, zostawiając pięć milionów dolarów w inwestycjach, papierach wartościowych i gotówce. Jego pierworodny syn, również imieniem Jesse, popełnił samobójstwo w 1976 roku, trując się gazem. To samo uczynił syn Jessego i wnuk Jessego, Jesse, w roku 2006.

Jak widać, rodzina Livermore'ów jest pozbawiona jakiejkolwiek inwencji.


Za: "Tajny Detektyw" nr 32, rok IV (5 VIII 1934)

środa, 1 grudnia 2010

Biała wstążka, czyli czerwony sznur.

Życie pisze powieść detektywną... a biedny dział graficzny musi ugotować zupę z gwoździa, ilustrując morderstwo czym się da. Na okładkę trafia piętnastolatek (vide poprzedni post - to rzekomo ów nastoletni Ruhlen), w środku trzeba jeszcze coś dołożyć: pocztówkę z Hradczanami, korowód Straszliwych Typów i fotka z Domowego Przedszkola. .

Sama historia jak z Hanekego. Nie wiem tylko, czy bardziej z "Białej wstążki", czy z "Pianistki"?

Tylko ten Luley jak Lulejko z "Pierścienia i róży". Przykra sprawa.






Za: "Tajny Detektyw" nr 32, rok IV (5 VIII 1934)