sobota, 25 czerwca 2011

O Świętokrzyskiej czyli co kierowcy chcą od pieszych i vice versa.

Ostatnio w mediach wywiązała się debata o pobliskiej ulicy: czy Świętokrzyska ma być po zbudowaniu drugiej linii metra warszawskiego raczej dla pieszych (spacerowy bulwar z transportem miejskim i taksówkami na jednopasmowej jezdni) czy, jak dotąd, raczej dla samochodów? Jako pieszy i entuzjasta transportu miejskiego mogę tylko przyklasnąć pomysłowi odebrania Świętokrzyskiej maszynom i dodania jej ludziom (przed wojną była to zresztą - oprócz wielkomiejskiego fragmentu przy Pl. Napoleona, z Prudentialem na czele - urocza wąska uliczka pełna najsłynniejszych antykwariatów warszawskich; ale to już raczej nie wróci: nie ma tych domów, tych antykwariuszy, tych książek).

Z okazji tej debaty przypominamy wymianę próśb i oczekiwań pomiędzy automobilistami a publicznością, w czym pośredniczyła niezawodna redakcja "Tajnego Detektywa" raptem 80 lat temu.




Jak widać paryska nowość w postaci "specjalnie wyznaczonych  przejść przez jezdnię dla publiczności" jakoś się przyjęła.

Przyznać muszę, że rozczuliły mnie te same od 80 lat problemy: pijani kierowcy, ochlapywanie wodą z kałuż, nadmierne trąbienie, piesi przechodzący przez jezdnię na dziko, byle jak, najchętniej długim skosem (współczynnik skośności przejścia rośnie zresztą wraz z wiekiem, kontuzjami i obniżonym tempem; najwyższy jest w przypadku kuśtykających o kulach panów z nogą w gipsie albo u staruszek powłóczących nózia za nózią), i tak dalej. Nihil novi.

Choć może: nie nihil. Jednak wymieranie centrów miast związane z nadmiarem samochodów, atrofia żywego organizmu spowodowana nie tylko przez spaliny, ale, przede wszystkim, przez zawłaszczenie naturalnych ciągów komunikacyjnych i przyjaznej pieszym przestrzeni to już sprawy powojenne, a w Polsce - istotne raptem od dwóch dekad. 

Świętokrzyską dlatego właśnie najchętniej bym widział taką jak w pomysłach Forum Rozwoju Warszawy. I nie przekonuje mnie argument jakiegoś dyskutanta: "Kto będzie chodził tą Świętokrzyską, która ma chodniki jak pasy startowe", skoro chodniki są pozajmowane obozowiskami samochodowych nomadów, czyli tak zwanymi parkingami. Jakoś po zwężeniu Krakowskiego jest komu chodzić po chodnikach (i nie mam na myśli marszów z pochodniami).


Za: "Tajny Detektyw" nr 41 i 42, rok I (25 X i 1 XI 1931) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz