czwartek, 6 września 2012

Czy wampir padł ofiarą niewinności?

Dziś, kiedy wpisze się w Google nazwisko Ensztajn, wyskakuje Albert Einstein. Nazwisko to samo (acz inaczej zapisane), ale biografia zgoła inna. W roku 1934 Einstein wykładał w Princeton i zastanawiał się, czy ubiegać się o amerykańskie obywatelstwo, natomiast Tadeusz Ensztajn trafił na łamy (a nawet - jak w przypadku "Tajnego Detektywa" - okładki) polskiej prasy jako "Wampir z Łowicza", który miał dopuścić się licznych gwałtów i morderstw na młodych kobietach i dziewczynkach (jego przezwisko to nawiązanie do celebryty zbrodni międzywojennej, Kuertena, nazywanego "Wampirem z Duesseldorfu", o którym dawno temu wspominałem tutaj).



Na zdjęciu wygląda Ensztajn nader niepozornie - i rzeczywiście, prasa miała wyraźnie problem z tym, że groźny potwór, wampir terroryzujący kawał Polski, nie tylko nie sprawia wrażenia groźnego monstrum, ale wręcz zdaje się "niemal dzieckiem" i w dodatku jest sierotą. Zadawano pytanie "w jaki sposób zdołał skutecznie atakować nieraz silne i DOBRZE ROZWINIĘTE DZIEWCZĘTA".

Wedle oficjalnej wersji matka Ensztajna "została zniewolona" przez pijanego rosyjskiego żołnierza (a nawet, wedle innych źródeł, żołnierzy) "na początku wojny". W społeczeństwie pamiętającym tamtą armię oraz jej następczynię, czyli armię bolszewicką z 1920 roku, musiało to być przyjmowane ze współczuciem i zrozumieniem; jednakże z metryki (oskarżony miał w 1934 roku 21 lat), a także wzmianek w innych gazetach, wynika, że gwałt ów wydarzył się w roku 1913, więc albo Ensztajnowa-matka została zgwałcona w czasach pokoju, albo ów gwałt został post factum przez nią zmyślony by ukryć "panieńskie dziecko" - lub zmyślony przez samego Ensztajna, tak, jak wielu włóczęgów zwykło zmyślać serceszczypatielne historie na swój temat (jakby całe życie spędzone na tułaczce nie było wystarczająco serceszczypatielne). Zresztą poczęcie było, jak się zdaje, osobliwą linią obrony: Ensztajn gwałcąc i zabijając dziewczynki, miał mścić się za krzywdę zgwałconej matki (za "Głosem Porannym" z 22 VII. 1934 - proszę łaskawie zignorować "Złośliwego" i arcyksięcia Habsburga, który zresztą ożenił się dopiero w 1951 roku, i to nie w Sztokholmie, a w Nancy, i nie ze Szwedką, a z niemiecką księżniczką Saxe-Meiningen):









Trudno dziś powiedzieć, czy Ensztajn rzeczywiście - piękna to fraza! - "padł ofiarą niewinności" i wmówiono mu przestępstwa, czy dokonywał ich z zimną krwią, czy też był chory psychicznie. A już z pewnością takich diagnoz nie powinien stawiać bloger na podstawie artykułów brukowej prasy. Jednak fascynująca jest sama postać Ensztajna - dziecko gwałtu, prawdziwego lub zmyślonego dla ukrycia nieślubnej miłości, chłopak z sierocińca, utrzymujący się z kradzieży i sprzedaży śpiewników kościelnych (pomysł dla Dyckiego!), który do sądu przychodzi w więziennym drelichu, bo swoich (nadających się do okazania w sali) ubrań nie ma. A mimo to broni się z zadziwiającą inteligencją, wprawiając świadków w zakłopotanie.

Równie fascynujące są owe dwie dziewczynki, które Ensztajn... no właśnie. Według jednej relacji  "zabrał na włóczęgę", gdzie o niego rywalizowały, według relacji innej - usiłował zgwałcić, a one tak się tym zawstydziły, że "nie wróciły do domu i poszły na służbę" (za "Expressem Ilustrowanym" z 23 lipca 1934 - proszę zignorować Marszałka, gen. Balbo i "Serce w udręce"):



O ile na zdjęciu w "Tajnym" Rozenówna wygląda jak dziecko, o tyle Pietrzakówna sprawia wrażenie kobiety nie tylko dorosłej, ale wręcz starej. Jak układały się niezdrowe relacje w tym dziwnym trójkącie? Czy Ensztajn był drobnym, nieudolnym gwałcicielem (który nawet kołek od brony zgubił), czy ofiarą zazdrosnych o siebie dziewczynek? Trudno powiedzieć. Co ciekawe, został skazany za morderstwo na Lisiewskiej, choć znalezione w jej dłoni włosy, wyrwane z głowy napastnika, nie pasowały do Ensztajna, a także za nieudolne napastowanie Okruchówny, której ostatecznie nic nie zrobił, oraz próbę gwałtu i pobicie Perzynówny, która - z racji poważnego urazu głowy - wydaje się niepewnym świadkiem. Jakie były jego dalsze losy? Czy wyszedł z więzienia w czasie wojny, po wojnie? Nie wiadomo. Zważywszy, że urodził się w roku 1913, teoretycznie mógłby jeszcze gdzieś żyć - zjawa z zupełnie innych czasów.


PS: Wiem, że sprawa poważna i dramatyczna, ale ujrzawszy na sąsiedniej stronie "Expressu" tę reklamę nie mogłem się powstrzymać; może to rzuca pewne światło na niejasny wiek Pietrzakówny:




Za: "Tajny Detektyw" nr 36, rok 4, 2 IX 1934 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz