poniedziałek, 26 listopada 2012

Nalewka truskawkowa i strzały w cukierni

Odkąd zabrałem się do robienia nalewek, rok upływa mi takimi kolejami: w maju sosnowe pędy, w czerwcu kwiaty bzu, w lipcu i sierpniu maliny i wiśnie, we wrześniu i październiku pigwa, w listopadzie i grudniu cytryny, pomarańcze i grejpfruty, w styczniu drugi rzut pigwówki (tym razem na przykład z suszonymi owocami albo cytrusami), i tak dalej. Truskawkówki nie robię - i może lepiej. Truskawkówka bowiem, jak się dowiaduję, może skłonić człowieka do czynów straszliwych.


Wiadomo: romans może zdarzyć się wszędzie. "W pewnym sklepie MHD jarzyny sprzedawały dwie młode dziewczyny..." śpiewała Kwiatkowska w Kabarecie Starszych Panów. A co dopiero romans w cukierni! Wokół sama słodycz: ptifury, marcepany, marmolady, cukry pudry. W tym wszystkim młody, przystojny Żerebecki i krzepka mężatka Zahajkiewiczowa. Trawestując Przyborę: "Tam szczęśliwa z nim była co noc i wypieków niszczyła z nim moc!". 


No właśnie, niszczyła, nie niszczyła? Czasy są przedwojenne i funkcjonuje wówczas byt znany dzisiejszym czytelnikom wyłącznie jako gad kopalny: tak zwana cześć niewieścia. Dlatego to Żerebecki, młodzian przystojny acz porywczy, prosi sędziego o zwolnienie z odpowiedzi na pytanie, czy z ofiarą łączyły go stosunki intymniejsze. Ale przecież w każdej cukierni jest spory personel, a personel cześć Zahajkiewiczowej może mieć gdzieś - zwłaszcza, jeśli nierzadko zastał jakiś wygnieciony worek z krupczatką, jakiś zmasakrowany tort czy blachę rozfasowanych beztrosko pączków. Personel zatem ochoczo donosi, że "dawała mu dowody".

Pozostaje jeszcze kwestia truskawkówki. Wprawdzie tej akurat nie produkuję, ale jako miłośnik nalewek muszę powiedzieć z całą stanowczością, że siność na twarzy i toczenie piany z ust musiało z całą pewnością pochodzić nie od truskawkówki, ale ze źródła innego. Choćby z uczucia, które - jak twierdzi personel - było zresztą całkowicie odwzajemnione.

Za: "Tajny Detektyw" nr 35 rok 4, 26 VIII 1934  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz