środa, 19 grudnia 2012

Zamordowany czterolatek czyli odgrzewany kotlet

"Tajny Detektyw" tym razem donosi o młodej dziewczynie, która zaszlachtowała czterolatka, a po paru latach przyznała się do zbrodni; dodaje, że "sprawa była głośna swego czasu" - nie dodaje jednak, że była głośna ponad siedem dekad wcześniej. Ekscytował się nią Dickens, czemu nie miał się nią ekscytować jakiś mieszkaniec Pomorza czy Pokucia w roku 1934? Poekscytujmy się i my. Zwłaszcza, że nic się tu nie zgadza.


"


W jedenaście lat po ukazaniu się tego numeru "Tajnego" w Anglii nakręcono złożony z pięciu nowelek horror "Dead of Night"; w jednej z nich młoda kobieta bawi się w chowanego w starym domu i napotyka przy tej okazji smutnego chłopczyka, który zwierza się jej, że siostra, Constance, źle go traktuje. Dziewczyna odprowadza go do pokoju i układa do snu, by dopiero później dowiedzieć się, że dziecko zostało osiemdziesiąt lat wcześniej zamordowane właśnie przez siostrę. Historia zatem była dość długo żywa. Podobnie jak sama Constance Kent, która zmarła dopiero w 1944 roku w wieku lat 100.

Panna Kent faktycznie w pięć lat po morderstwie przyznała się do zbrodni swojemu spowiednikowi, wielebnemu Wagnerowi, który skłonił ją do oddania się w ręce policji (przy okazji zresztą sam został wezwany przez śledczych i wymawiał się od zeznań tajemnicą spowiedzi, co wzbudziło ogromne spory, czy w  Kościele Anglikańskim istnieje taki, zaczerpnięty z katolicyzmu, koncept). Została skazana na karę śmierci, którą zmieniono jej na dożywocie. W rozmaitych więzieniach spędziła dwadzieścia lat, w wolnym czasie projektując i układając mozaiki o tematyce sakralnej dla angielskich kościołów:


Opuszczała mury więzienne jako 41-latka - czy obdarzona "niezwykłą urodą", jak twierdzi "Tajny Detektyw"? Cóż, piękne to, co się komu podoba, ale z pewnością nie jest to dziewoja z ilustracji w artykule:


Nic natomiast nie wiadomo, żeby Kent wyszła za mąż, tym bardziej za pastora. Owszem, z oczywistych przyczyn (sprawa była naprawdę słynna) zmieniła nazwisko na Ruth Emily Kaye i wyemigrowała do Australii, gdzie dołączyła do ukochanego brata, Williama. Została pielęgniarką i w tym zawodzie spełniała się jeszcze przez długie lata, odchodząc na emeryturę będąc hożą osiemdziesięcioośmiolatką.  

Jej proces od początku był śledzony z takim zaciekawieniem, jak w Polsce międzywojennej proces Gorgonowej; zginęło czteroletnie dziecko, ulubieniec rodziny, w dodatku w brutalny sposób (liczne rany od brzytwy, gardło poderżnięte tak bardzo, że głowa wisiała tylko na pasku skóry; ciało utopione w szambie pod wychodkiem). Żadnych dowodów, same poszlaki; policja szuka winnego lub winnej, to zatrzymuje, to wypuszcza podejrzanych. I nagle trafia się skruszona morderczyni. Ale czy rzeczywiście morderczynią była? Otóż od samego początku podejrzewano, że Constance przyjęła na siebie cudzą winę.

Kiedy matka Constance i Williama była ciężko chora, ba, umierająca, ich ojciec, Samuel, romansował z niańką, Mary Dewe Pratt, z którą pobrał się wkrótce po śmierci pierwszej żony. Ofiara mordu, mały Francis Kent, był najulubieńszym z gromadki małych dzieci Mary i Samuela, które ponoć były faworyzowane kosztem starszego, przyrodniego rodzeństwa. Istnieje możliwość, że zbrodnię, zemstę na całej "nowej rodzinie", popełnił William, ukochany brat Constance, która postanowiła go chronić za wszelką cenę. Częściej jednak podejrzewano, że to słynący z romansów stary Kent, Samuel, dostał ataku szału, kiedy dziecko przerwało mu stosunek z całkiem nową, młodą niańką. Constance do końca twierdziła, że uwielbiała swojego małego braciszka i do końca odmawiała wyjaśnień, z jakich przyczyn go zabiła. Dopiero na kilka tygodni przed śmiercią wezwała swoją siostrzenicę, której wyjawiła swoją prawdziwą tożsamość, dotąd ukrywaną przed młodszym pokoleniem rodziny, i złożyła jej ostateczne wyznanie - czy było to potwierdzenie winy, czy też wskazanie prawdziwego mordercy? Trudno powiedzieć. Siostrzenica nigdy nie zdradziła treści rozmowy, a Constance, umierając w roku 1944, była ostatnią z osób, które ponad osiem dekad wcześniej zamieszkiwały Road Hill House w Wiltshire.


Za: "Tajny Detektyw" nr 35 rok 4, 26 VIII 1934 

3 komentarze:

  1. Istnieje też teoria, że zbrodnię popełniło wspólnie rodzeństwo, a przyczyną mogła być kiła wrodzona, którą jakoby ojciec zaraził matkę Kentów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za ciekawe dopowiedzenie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Historię tą bardzo obszernie opisuje świetna książka reporterska "Podejrzenia pana Wichera" - aktorka na końcu też skłania się do opinii, że siostrze w morderstwie pomagał brat, zaś w toku dalszych zeznań starała się ona osłaniać brata. Tym samym w jej opowieści powstało kilka niekonsekwencji - podała iż wykonała sama rzeczy, do których potrzebna była jeszcze druga osoba.

    OdpowiedzUsuń