wtorek, 8 stycznia 2013

Król Albanii i kula, od której zginęła łotewska baronowa

Często źródła spoza "Tajnego" pozwalają mi coś dopowiedzieć: te same sądowe sprawy, te same morderstwa były relacjonowane w prasie polskiej i zagranicznej, można dotrzeć do archiwów i przyszpilić konkretny fakt. Tym razem pozostaję zupełnie bezradny. Opowieść o rosyjskiej arystokratce, kochance Kiereńskiego, Dybienki, Lenina, wreszcie samozwańczego króla Albanii, Zogu I, która popełniła samobójstwo lub została zamordowana przez czekistów, wydaje się, delikatnie mówiąc, przesadna. Niestety, nigdzie nie mogłem znaleźć wiadomości, które pozwoliłyby ją potwierdzić lub obalić. Ale czyta się świetnie.







Wszystko tu jest, oczywiście, grubymi nićmi szyte - nieopanowany apetyt seksualny, samobójstwo ojca, katalog kochanków - choć, kto wie, może nie zostało zmyślone całkowicie. O Dorothei Kloppman - de Rop powstała nawet książka. Niestety, po grecku. Z tego, co piąte przez dziesiąte zrozumiałem, jest to thriller oparty na prawdziwych wydarzeniach, a Dorothea de Ropp, jakkolwiek z pochodzenia Rosjanka, była baronową łotewską. Faktycznie, istnieje rodzina Niemców Bałtyckich tego nazwiska. Sylvester Wilhelm Gotthard von der Ropp (ur. 1877), syn Kozaczki z Krymu i barona o korzeniach krzyżackich, w 1910 roku przeniósł się do Anglii, w czasie I wojny światowej był brytyjskim lotnikiem, a później - brytyjskim szpiegiem. Zamieszkał w Berlinie, osobiście poznał się z Hitlerem i został jego prywatnym doradcą w kwestiach angielskich (równocześnie wyciągając sekrety Luftwaffe). Dorothea nie mogła być żoną tego akurat de Roppa (miał dwie żony, noszące zgoła inne imiona i nazwiska panieńskie), ale może tu był jakiś łącznik szpiegowski? Trudno orzec. Tak czy owak, nawet jeśli większość tej historii to zmyślenie, musiała być jakaś wersja pierwotna, z której korzystał i autor tekstu w "Tajnym", i greckiej powieści. O co mogło w tym chodzić?

Historia Dorothei de Ropp mogła powstać na zamówienie polityczne żeby kogoś skompromitować. Nie chce mi się bowiem wierzyć, żeby albański ambasador w Atenach  położył łapę na prywatnym pamiętniczku królewskiej kochanki, po czym lekką rączką przekazywał te sekrety prasie międzynarodowej.

Król Albanii, Ahmed Zogu, władzę zdobył w sposób nie do końca legalny. Albania, poza krótkim okresem (1443-79) państwowości, wywalczonej przez narodowego bohatera, Skanderberga, była na ogół pod czyimś panowaniem. Kiedy wyłoniła się nagle z odmętów historii po I wojnie bałkańskiej (1912), przydzielono jej, jak to zwykle bywało na Bałkanach w owym czasie, niemieckie książątko, niejakiego Wilhelma zu Wied, siostrzeńca królowej Rumunii. Zu Wied się nie sprawdził i po pół roku został obalony, państwo przez całą I wojnę światową było okupowane, by wreszcie stać się niepodległą republiką. Tekę premiera otrzymał Ahmed Zogu, pnący się po szczeblach kariery polityk, zaręczony z córką największego posiadacza ziemskiego w Albanii (a zarazem lidera Partii Postępu). Jednak, zamieszany w skandal finansowy i w dodatku raniony w zamachu, ustąpił stanowiska niedoszłemu teściowi, którego po paru miesiącach obalił biskup, Fan Noli. Zogu wrócił do gry i po pół roku, dzięki wsparciu generała Wrangla, obalił biskupa. Tym razem postanowił umocnić władzę i wymusił na parlamencie zmianę ustroju: został najpierw prezydentem, a potem królem Albanii, Zogu I. Zaraz potem zerwał zaręczyny, robiąc sobie z niedoszłego teścia śmiertelnego wroga - i to śmiertelnego w sensie dosłownym, bowiem zgodnie z albańskimi zasadami Shevket Verlaci za taką zniewagę miał go prawo zabić.

Jako król Zogu z jednej strony unowocześniał państwo, z drugiej - powiązał je gospodarczo z Włochami Mussoliniego, na których również wzorował ustrój swojej monarchii. Choć sam był mahometaninem, składał przysięgę na Biblię i Koran, w miejsce praw islamskich wprowadził kodeks wzorowany na szwajcarskim, a także otworzył granice dla żydowskich uchodźców z nazistowskich Niemiec. Ślub wziął dopiero w roku 1938, i to z katoliczką (Geraldine Apponyi, hrabianką o korzeniach węgiersko-amerykańskich). Niecały rok później Włochy zajęły Albanię (urząd premiera objął ponownie Verlaci), a młoda para musiała uciekać, co było tym trudniejsze, że królowa dwa dni wcześniej powiła następcę, Lekę I. Kiedy włoski minister spraw zagranicznych, hrabia Ciano (nota bene honorowy obywatel Tirany) wkroczył do komnat królowej i znalazł stos pokrwawionej w trakcie porodu pościeli, miał krzyknąć "Szczenię uciekło". Ahmed, Geraldine i Leka spędzili wojnę w Londynie, potem mieszkali w Egipcie, wreszcie we Francji. 

Od początku władza Zogu budziła spore opory (nawet jeśli podawał się za dziedzica Skanderberga, bezpośredniego potomka jego siostry) - na króla odnotowano aż 55 zamachów, on z kolei prześladowaał przedstawicieli opozycji, posuwając się nawet do tego, że albańscy agenci zabijali dysydentów na emigracji. Jego zażartym wrogiem pozostawał Verlaci, który miał przecież wszelkie środki by opłacać skrytobójców (do tego stopnia, że król, obawiając się otrucia, uczynił swoją matkę przełożoną pałacowych kuchni). Nietrudno sobie wyobrazić, że w tej walce ogromną rolę musiała odgrywać propaganda. Żeby wiedzieć, komu służył pamiętniczek Dorothei (czy chodziło o skompromitowanie Zogu I? czy o zrzucenie odium morderstwa z agentów albańskich na czekistów?), trzeba by znać dokładnie ówczesną politykę albańską. Żeby zaś wiedzieć na pewno, gdzie tu zmyślenia, a gdzie prawda, trzeba by chyba otrzymać moce Ducha Świętego.


Za: "Tajny Detektyw" nr 36, rok 4, 2 IX 1934 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz