środa, 3 lipca 2013

Straszny widok w Koluszkach, czyli album rodzinny Pawłowskich

Historia jakich wiele: wieloletnia małżeńska nienawiść, wojna podjazdowa, która kończy się krwawym morderstwem: Pawłowski szlachtuje żonę i, przy okazji, szwagierkę, która napatoczyła mu się pod nóż. Koluszki w szoku - byłyby zszokowane i dziś, podobnie jak i dziś taki Pawłowski mógłby Pawłowską zabić. Coś się jednak zmieniło zasadniczo: zdjęcia.




Dziennikarz, który pojawia się na miejscu zbrodni, bierze wszystko, jak leci. Pstryka zdjęcie policjantom, zakładającym kajdanki mordercy, eskorcie, prowadzącej go na posterunek, a także budynkowi, w którym popełniono zbrodnię, a nawet "ogólnemu widokowi Koluszek" (choć to ostatnie akurat mógł wydobyć z archiwum fotograficznego koncernu IKC). Warto zauważyć, że wszystkie dane prywatne są ujawnione: nazwiska i imiona ofiar i mordercy, miejsce zbrodni (byłby - jak zwykle wówczas - i dokładny adres, ale uliczka nie ma nazwy, tak wówczas było w Koluszkach siermiężnie), a nawet twarz przestępcy. Żadnych tam czarnych pasków na oczach, bułkę przez bibułkę: nie, kawa na ławę, Pawłowski w całej krasie, w półprofilu i frontalnie, w nakryciu głowy i bez. Choć już bez "niesamowitego grymasu na twarzy".

Ale skąd prywatne zdjęcie Ireny Gałązki, nieszczęsnej szwagierki? Skąd zdjęcie jej rodziny? Gałązkówna - z oczywistych względów - z pewnością wyjęta z ramki albo z rodzinnego albumu fotograficznego (choć zdarzały się i zdjęcia ofiar na miejscu zbrodni, w bryzgach krwi). Ale krewni?

Z początku sądziłem, że to również zdjęcie z albumu: dwie uśmiechające się do obiektywu panie, pan i gimnazjalista, ot, przekazali dziennikarzowi "Tajnego Detektywa" swoje foto, żeby miał czym zilustrować tekst o krwawej jatce w Koluszkach (dziś, swoją drogą, też nie do pomyślenia). Ale nie. Przyjrzyjmy się: na sąsiednim obrazku ten sam wąsaty obywatel w tym samym płaszczu (zapiętym na jeden guzik; jest chłodny kwiecień, panie w futrach, ale słońce przygrzewa i trzeba rozchylić poły) i ten sam młodzieniec stoją przy osieroconej córeczce Pawłowskich, obok policyjnego wartownika. Wszystko zrobione tam, od razu: za ścianą krzepnie krew, a oni stają pod drewnianym domkiem, uśmiechają się do obiektywu, czekają na "ptaszek leci".


Za: "Tajny Detektyw" nr 17, rok IV, 22 IV 1934

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz