niedziela, 22 listopada 2015

Krew w "Ananasie" czyli dziewczyna pracująca, vol. III

O procesie Drożyńskiego informowało nie tylko dwuodcinkowe wspomnienie Lińskiego i stosowny reportaż z sądu, ale i tylna okładka z wizerunkiem zabójcy Igi Korczyńskiej, wyprowadzanym z sali rozpraw:


Sprawa była tak znana, że aż sześciu adwokatów postanowiło wziąć w niej udział bez honorarium - z czego aż czterech po stronie Drożyńskiego, a dwóch wspierało matkę ofiary. Z pewnością nie działali pro publico bono, bo nie chodziło tu przecież o ochronę podstawowych wolności obywatelskich czy czegoś w tym rodzaju - raczej nakręcali swoją popularność, oczekując przypływu klientów.

Reportaż z sali sądowej zaczyna się od przypomnienia sprawy "znanej artystki Wiśniewskiej", choć oczywiście dziennikarz (lub zecer) nie miał pojęcia, o czym pisał (lub co składał) - bo dramat sprzed lat dotyczył nie Wiśniewskiej, tylko Wisnowskiej, wówczas faktycznie sławnej, ale w latach 30-tych już nieco zapomnianej. Skandal sprzed czterech dekad miał wrócić pod koniec grudnia tego roku, kiedy w jednym z warszawskich przytułków zmarł jej morderca, Barteniew. Wróćmy jednak do Igi z teatrzyku "Ananas":






(na marginesie - i o marginalnym zdjęciu - maleńka uwaga: pan w lewym górnym rogu to może i ojciec Igi Korczyńskiej, ale z pewnością nie na rozprawie, bowiem od kilku ładnych lat już nie żył, co zresztą, jak pamiętamy, było przyczyną, dla której dziewczyna wybrała lukratywny taniec w lokalach zamiast kariery baletowej)

Drożyński należał, jak się zdaje, do zdolnych i bezwzględnych manipulatorów - wprawdzie w czasie procesu nie potwierdziła się plotka, że był żigolakiem-szantażystą, ale żył z kobiet, a Iga nie była pierwsza. Nic dziwnego, że starał się manipulować również emocjami sędziów i publiczności sądowej - jak się zdaje, dość udatnie, choć sympatia sali nie była po jego  stronie.

Stąd może ta ambiwalencja w opisie: wymowny, błyskotliwy sprawiał równocześnie wrażenie "mniej bystrego niż na fotografii"; elegancki i wymuskany, ale o twarzy ziemistej, zniszczonej (hulankami, oczywiście!); tkliwy na punkcie swoich uczuć, a równocześnie przesadny i teatralny. Odbijało się to, rzecz jasna, w ocenach sądu, publiczności i dziennikarzy. Szczegółowo opisuje to kolejny materiał, opublikowany jako podsumowanie wyroku w tydzień później:





Jest na swój sposób ciekawe, że po śmierci lubianej i popularnej Korczyńskiej uwaga była skupiona na niej - utraconej piękności i cud-dziewczynie. Drożyński musiał mieć naprawdę nieprzeciętne zdolności manipulatorskie, skoro udało mu się przenieść całe zainteresowanie sądu i reportera na swoje emocje, przekierować światło reflektora na siebie - widzimy stopniowo, jak z damskiego boksera i bezwzględnego wyzyskiwacza pracującej dziewczyny staje się fascynującą osobowością, którą wszyscy chcą zgłębiać. Może nie człowiekiem szlachetnym, ale na tyle zajmującym, że nie sposób już traktować go jako bezwzględnego drania.

W tym samym czasie - o czym niebawem - ginie inna tancerka, zabita przez zazdrosnego kochanka, Przydworska. Zainteresowanie społeczeństwa jest bez porówniania mniejsze. Tymczasem Drożyński okazuje się tak fascynujący, że za jakiś czas dziennikarze "Tajnego Detektywa" przeprowadzą z nim w więzieniu obszerny wywiad.

Apelacja przyniosła mu zmniejszenie kary do lat sześciu. Wyszedł na wolność jeszcze przed wojną i został kasjerem w jednym z warszawskich teatrów (co słabo świadczy o solidarności środowiska aktorskiego). Nie wiem, jakie były jego dalsze losy - prócz tego, rzecz jasna, że po latach pojawiał się jako złowroga postać w radiowej "Rodzinie Poszepszyńskich". Wprawdzie z błędem, jako Dorożyński, nie Drożyński, ale ostatecznie to też jakaś tradycja, skoro zecer "Tajnego Detektywa" podpisał go kiedyś jako Dachariasza Zrożyńskiego... 



Za: "Tajny Detektyw" nr 18 i 19, rok II, 1 i 8 V 1932


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz