poniedziałek, 28 grudnia 2015

O sądach doraźnych vol. I - Niedoszły zięć i kilka cięć

Pojęcie jeżdżenia "na saksy", które wzięło się w XIX wieku z masowych wypraw emigrantów zarobkowych do zamożnej Saksonii, później rozszerzyło się i na inne kraje. W XX wieku Polacy jeździli więc na saksy nie tylko do Saksonii, która tymczasem przestała być niepodległym państwem, ale i do Stanów czy Francji i Belgii (zwłaszcza do tamtejszych okręgów górniczych, gdzie po dziś dzień żyje spora grupa polonusów). 

Emigranci i reemigranci względnie często stawali się bohaterami "Tajnego Detektywa" - czy to jako ofiary, zarąbane siekierą przez pazernych sąsiadów, dybiących na przywiezione "dulary" (a nawet, jak w opartej na prawdziwej historii "Niespodziance" Rostworowskiego - przez własnych rodziców), czy to jako przestępcy. Trudne doświadczenia emigracyjne, upokorzenia, krzywdy, przebywanie w grupie młodych, sfrustrowanych mężczyzn bez perspektyw było często niszczące dla psychiki; kiedy wracali do Polski, nierzadko leczyli kompleksy szastając swoją "krwawicą", kiedy indziej nabierali obsesyjnego stosunku do zarobionych na Zachodzie pieniędzy i stawali się patologicznymi skąpcami. Oczywiście, wielu z nich wracało po prostu jako wzbogaceni ludzie, budowało sobie domy, zakładało rodziny i żyło w spokoju, ale tacy akurat "Tajnego Detektywa" nie interesowali. W przeciwieństwie do Stanisława Górnego.


O ile "Tajny Detektyw" skupił się raczej na ocenie etycznej - posuwając się aż do odczłowieczenia przestępcy i porównując go do "wściekłego psa", którego należałoby "wyjąć spod prawa", o tyle "Nowy Kurjer" wolał barwnie opisywać brutalność zbrodni:


Dzień później ta sama gazeta nie tylko powtórzyła nazwisko podejrzanego, ale i już wydała konkretny wyrok: wyrok śmierci, wydany w ramach sądu doraźnego.


Sądy doraźne w II RP mogły działać dzięki rozporządzeniu prezydenta z marca 1928 roku, a wprowadzał je Minister Spraw Wewnętrznych, jeśli ciężkie przestępstwa "szerzyły się w sposób szczególnie niebezpieczny dla porządku i bezpieczeństwa publicznego lub jeśli grozi bezpośrednie niebezpieczeństwo takiego szerzenia się tych przestępstw." Zaczęło się na wschodzie (wybrane powiaty woj. lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego), a od września 1931 sądy doraźne orzekały na terenie całej Rzeczypospolitej. 

Przed takim sądem oskarżony mógł stanąć, jeśli miał więcej niż 17 lat, nie był kobietą brzemienną, od popełnienia przestępstwa nie upłynęło więcej niż 90 dni, a akt oskarżenia wpłynął do sądu nie później niż 21 dni od aresztowania podejrzanego - chodziło więc głównie o szybko rozwiązane sprawy bandyckich napadów. Przewodniczący sądu mógł zażądać obstawy do obrony budynku sądu od policji, a jeśli siły policyjne nie wystarczały - to od wojska. Mógł też siłą sprowadzać świadków na rozprawę. Wyroki nie podlegały zaskarżeniu, a jeśli orzeczono karę śmierci - trzeba ją było wykonać w przeciągu 24 godzin. Obowiązywał również "zawyżony taryfiktor kar": jeżeli oskarżonego skazano jednomyślnie za przestępstwo zagrożone w kodeksie dożywociem, trzeba było orzec karę śmierci, a jeżeli inną karą - to orzec 10 do 15 lat więzienia. Sądy doraźne były zatem środkiem drakońskim, kolejnym słupem milowym na drodze międzywojennego zamordyzmu, który powoli spychał nas w stronę autorytarnego reżimu.

Rok 1932, z którego pochodzi ta notka, był szczególnie owocny, jeśli chodzi o ich pracę - sądziły aż 244 osoby, 127 z nich otrzymało kary śmierci (ułaskawiono 40, stracono 78), 77 - więzienia, jedną uniewinniono, a 39 spraw skierowano na drogę postępowania zwykłego. Czy jednak stanął przed takim sądem Stanisław Górny, morderca Koziców? Nie wiem, być może faktycznie udało mu się zbiec za granicę. Był młody, obrotny, zbrodnię zaplanował, więc mógł zabrać ze sobą przynajmniej część wypracowanego na emigracji kapitału, władał pewnie językiem obcym. Kto wie, czy nie przekradł się do Francji i nie rozpuścił w wielkim żywiole bezrobotnych, rozlewającym się po całej Europie w dobie wielkiego kryzysu?

EDIT: A jednak nie, morderca sam sobie wymierzył karę: w czerwcu jego zwłoki odnaleziono, a "Głos Krajny" podaje przy tej okazji interesujące szczegóły. Przyczyną zerwania zaręczyn było nie to, że Górny miał trudny charakter, ale fakt, że we Francji miał już żonę i dziecko...



Za: "Tajny Detektyw" nr 17, rok II, 24 IV 1932, "Nowy Kurjer" 12 i 13 V 1932, "Głos Krajny" 11 czerwca 1932


1 komentarz:

  1. Im więcej takich artykułów by było tym lepiej dla wszystkich.Tak uważam i na pewno nigdy swojego zdania nie zmienię.

    OdpowiedzUsuń