niedziela, 14 lutego 2016

Sprawa Markusa, czyli łódzki kupiec szulerem, vol. II

Proces kupca i - w wolnych chwilach - oszusta karcianego Markusa (który chciał wyrwać Kleinmanowi dwadzieścia, a potem piętnaście tysięcy dolarów jako odszkodowanie za rzekomo nieuczciwą grę), stał się w Łodzi ogromną sensacją - zwłaszcza w sferach handlowo-przemysłowych, które masowo przybyły na rozprawę. Ale osobliwym sporem interesowali się również czytelnicy prasy miejscowej i krajowej, która donosiła o tym w obszernych relacjach z sali łódzkiego sądu.

Markus musiał czuć się bardzo pilnie, skoro z Berlina posyłał listy do łódzkich gazet z zaproszeniem na proces. Jak pamiętamy, dowodził, że przechwycił od Kleinmana rzekomo znaczoną talię kart, więc może liczył, że Kleinman się tego wystraszy i zapłaci żądaną kwotę, a przynajmniej będzie dążył do ugody?




Bardziej szczegółową relację z sądu grodzkiego podaje "Republika". Dziennikarz stoi wyraźnie po stronie Kleinmana, skoro jego adwersarza opisuje jako "Herszka Żarłoka [...] wypasionego jak gęś przeznaczona na pasztet sztrassburski". Tekst, zasadniczo, powtarza to, co zrelacjonował "Tajny Detektyw", ale wydaje mi się interesujący ze względu na takie właśnie szczegóły obyczajowe - zaprzysięganie świadków przez rabina, który akurat jest na sali, cytaty z rozmów ("Czy ty chcesz zostać poetą, czy chcesz maturę zrobić, że tak ciągle czytasz... Zagraj lepiej w karty!"), błędy językowe Markusa, i tak dalej.





Szczególnie ciekawym procederem na styku prawa i bezprawia wydaje mi się działalność denuncjacyjna Markusa - obracając się w środowisku zamożnych łodzian, wiedział doskonale, kto z nich ma nieruchomości w Berlinie. Część z firm - jak firma wspomnianego Wekslera - zbankrutowała w czasie Wielkiego Kryzysu. Markus zatem otrzymywał haracz za to, że nie zgłaszał komu trzeba ukrytego w Berlinie majątku, który dało by się zlicytować na poczet długów.

Niektórzy uczciwi przedsiębiorcy schodzili na złą drogę właśnie pod wpływem kryzysu właśnie (by przypomnieć sprawę warszawskiego jubilera Wabia-Wabińskiego) w przypadku Markusa przebiegłość i znajomości w półświatku każą jednak sądzić, że był od dawna oszustem, działającym na styku interesów legalnych i, bardziej lukratywnych, nielegalnych. Ostatecznie, jak widzimy, trafił do więzienia. 10 X 1932 "Głos Poranny" opublikował notkę o apelacji, ale w kolejnych numerach nic nie pisze, milczy również "Republika". Może sprawa była zbyt ewidentna, by jeszcze ktoś miał Markusa za niewinnego... 


Za: "Tajny Detektyw" nr 21, rok II, 12 V 1932, "Republika" nr 132, rok X, 13 maja 1932


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz